MĘSKIE DECYZJE - BABSKIE GADANIE.
O FEMINATYWACH I JĘZYKU PŁCI
"Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata”.
Ludwig Wittgenstein
I CÓŻ, ŻE ZE SZWECJI TA CHIRURŻKA
Jest taka zagadka:
Ojciec i syn mieli wypadek samochodowy. Ojciec zginął na miejscu, ranny syn został przewieziony do szpitala. Chirurg, który miał operować chłopca, po wejściu na salę, krzyknął: „Ależ to mój syn!”.
Jak to możliwe?1
Operować miała matka dziecka, czyli... chirurżka. Że co?! Też czujecie ten "vibe"? Że cudaczne, infantylne i w ogóle skibidi2? Dziaders Jerzy Bralczyk - któremu ostatnio ego rozrasta się niczym cycki gwiazdy porno pompowane silikonem - apodyktycznie stwierdza, że "większość kobiet wolałaby być chirurgami". Dlaczego? Bo... jako mężczyzna wie lepiej! W soczewkach okularów prof. Bralczyka, poprzez które patrzy na świat, chyba nie tylko ja dostrzegam odbicie aforyzmu Fryderyka Nietzschego: Szczęście mężczyzny brzmi: ja chcę. Szczęście kobiety: on chce.
Ale chirurżka?! Mordo, tego nawet wymówić się nie da. A nie, czekaj... Źdźbło, różdżka, zmarszczka. Chrząszcz brzmi w Szczebrzeszynie, świerszcz - w Pszczynie. A w Skarżysku dżdży... Na dodatek tamten koleś jeździ Saabem. I cóż, że ze Szwecji?
"Chirurżka" to feminatyw, czyli nazwa żeńska utworzona od formy męskiej (uczeni w piśmie powiedzą: derywat od maskulinum, a fe!). Najczęściej są to określenia kobiecych tytułów, funkcji, stanowisk i zawodów.
Andrzej Milewski, Najstraszniej, andrzejrysuje.pl
Niespodziewanie obecność feminatywów w przestrzeni publicznej przyczyniła się, parafrazując Dorotę Masłowską, do kolejnej odsłony wojny polsko-polskiej pod flagą biało-czerwoną. Tym razem wojny o język. O "żeńską końcówkę". A jak wiadomo mężczyźni są bardzo wrażliwi na punkcie własnej... Dlatego pewnie, gdy słyszą o "powstankach" czy innych "gościniach"3, wielu z nich rośnie... krytyczne nastawienie. Bo "męska końcówka" jest twarda i ma swój "ciężar semantyczny". A kobieca? Wiadomo... "Puch marny"4.
Społeczna entropia znalazła więc swoje potwierdzenie także w tym fascynującym aspekcie współczesnego języka, który zamiast komunikowaniu posłużył - po przeniesieniu dyskusji na płaszczyznę ideologiczną - etykietowaniu. Zgodnie zresztą z jedną z teorii aktu mowy, według której większość słów nie służy do adekwatnego opisu rzeczywistości, ale jej inscenizowania.
CZY LECI Z NAMI PILOT(KA)?
Samuel Bogumił Linde, slawista i leksykograf, w monumentalnym "Słowniku języka polskiego" (1807–1814) zastanawiał się, jak nazwać kobietę zajmującą się sztuką. „Chyba artystką?” - sondował nieśmiało, gdyż takiego wyrazu na początku XIX wieku jeszcze nie było. Ale już Mickiewicz w III cz. "Dziadów" (1832) nie miał takich dylematów:
JENERAŁ
Zwykłeś z sobą nosić.
Masz przy sobie pod frakiem — a — widzę okładki;
Damy chcą słyszeć.
LITERAT
Damy? — a! to literatki!
Co prawda autor używa tego słowa w znaczeniu: "kobiety lubiące czytać (jeszcze nie pisać) dzieła literackie", ale w ten sposób dał nam przykład Mickiewicz, jak feminatywy tworzyć mamy! Zresztą nie tylko z tego powodu wieszcza można zaliczyć do inspiratorów ruchu XIX-wiecznych sufrażystek. W jego nieopublikowanej nigdy "Historii przyszłości" (gdyby ujrzała światło dzienne byłaby pionierskim dziełem fantastyki naukowej), na czele duchowej rewolucji, która ma przeobrazić świat stoją... wyemancypowane kobiety.
Mało zapewne w wieku, w którym żyjemy, znajduje się ludzi, co by w teorii zaprzeczali temu, że kobieta równym mężczyźnie jest człowiekiem - prowokacyjnie pisała Eliza Orzeszkowa, walcząca w imieniu "sióstr" o poluzowanie społecznego gorsetu (kobiety były wówczas "bezimiennymi breloczkami przy nazwisku męża albo ojca"). Pozytywistyczne emancypantki nie tylko protestowały przeciw odbieraniu kobietom podmiotowości, ale także domagały się, by język zaakceptował formy żeńskie. Z niezłym skutkiem. Bo wkrótce uwagę osób czytających gazety zaczęły przykuwać neologizmy: docentka, tłumaczka czy świadkini.
Feminatyw "świadkini", gazeta "Górnoślązak" (1901r.), wielkahistoria.pl
Już na początku XX wieku redakcja "Poradnika Językowego" postulowała konieczność uznania za poprawne konstrukcji typu "doktorka", "magisterka", "adwokatka". A potrzebę formowania feminatywów argumentowano logiką gramatyki wobec różnic płci. Dlatego w XX-leciu międzywojennym w powszechnym użyciu były żeńskie rzeczowniki osobowe nazywające funkcje, tytuły i zawody (po części był to także efekt I wojny światowej - śmierć wielu mężczyzn! - która spowodowała, że kobiety stały się niezbędne na rynku pracy). Część z nich polszczyzna zachowała do dziś (np. dentystka, posłanka, sanitariuszka, prawniczka), część powraca jako przedmiot sporu (np. doktorka, magistra, pilotka).
W międzywojniu feminatywy literackie znajdziemy oczywiście u autorów, dla których słowotwórstwo stanowiło naturalny habitat. I tak np. Witkacy, lubiący - niczym dziecko - rozkręcać słowa na części pierwsze, złożył neologizm "szpieżyca" ("kobieta-szpieg"), Schulz wprowadził na karty Sklepów cynamonowych "subiektki", a szlifierz mowy polskiej - Tuwim, zaskoczył... "skoczką".
Natomiast w pamiętnym "Misiu" (reż. S. Bareja, 1980r.) palacz (zarówno w kotłowni, jak i papierosów) rozmawiając przez telefon z przełożoną, posługuje się jedną z nielicznych form żeńskich ocalałych w języku PRL-u:
Pani kierowniczko, ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima, to musi być zimno. Tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo natury!
U poety-lingwisty Mirona Białoszewskiego bohaterka liryczna chodziła do psychiatrki ("Dyszel Wielkiego Wozu", wyd. 1984r.). A tylko w ostatnich miesiącach w teleturnieju "Jeden z dziesięciu" (TVP) padło pytanie o "bolonkę" (mieszkanka Bolonii) i o "lankijkę" (mieszkanka Sri Lanki).
Jaki stąd wniosek? Ano po pierwsze za pomocą cząstki -ka od każdego niemal męskiego rzeczownika osobowego można derywować nazwę żeńską, a po drugie feminatywy w naszym słowniku mają długą tradycję. Jakiś językowy dewiant5 przykład znalazł nawet w Biblii Jakuba Wujka (XVI w.), który Annę nazwał - Chryste Panie! - "prorokinią". Jak widać język ma nie tylko swoją historię, ale także herstorię...
Bardzo często wysuwana jest teza o niepoważnym, wręcz śmiesznym, brzmieniu feminatywów, spowodowanym obecnością sufiksu -ka, który kojarzy "nowe" nazwy żeńskie ze zdrobnieniami. Ale przecież, do diaska!, istnieją liczne słowa z końcówką -ka niebędące deminutywami: uszczelka, zapiekanka, latarka itd. Albo Francuzka. Przecież to nie "mały Francuz"...
Osoby niechętne "żeńskim przyrostkom" podnoszą również argument, że wiele form z cząstką -ka jest już "objętych rezerwacją" i nie należy ich wykorzystywać do innych celów. Czyli inaczej mówiąc, czynnikiem mającym rzekomo wykluczać tworzenie feminatywów jest homonimia, a za sztandarowy przykład służy tutaj wyraz "pilotka"6. Nie można tak nazywać "kobiety-pilota", bo to przecież "rodzaj czapki". Aha. Ale za to "pilot"... No właśnie. I pewnie znajdą się tacy, którzy od czasu do czasu potrzebują adwokata. Prawnika czy jajecznego likieru? Niekiedy niezbędny jest też dobry grafik. Plan pracy czy ilustrator?
Polszczyzna jest językiem homonimicznym (i fleksyjnym!), ale przecież kontekst wyklucza wieloznaczność słów. Przeciwnikom tworzenia nazw żeńskich mogę więc odpowiedzieć słowami Konrada z "Wielkiej Improwizacji":
Nie dasz dla serca, dajże dla rozumu.
PSYCHO - LOSZKI
Jeszcze kilka lat temu kobiety tytułujące się psycholożkami były łatwym celem internetowych hejterów, schowanych za murem anonimowości i bezpiecznie szydzących: "haha... chyba loszkami" (locha to samica świni). Tych, którzy darli łacha z nowych form często łączył emocjonalny, nadziany inwektywami, język, będący emanacją niemądrych uprzedzeń. A przecież już św. Mateusz ostrzegał: "Twoja mowa cię zdradza"...
We wspomnianym wcześniej "Poradniku Językowym" z 1911r. czytamy, że używanie męskich końcówek przy mówieniu o kobietach to "horrendum, które podnosi głowę coraz śmielej i urąga nie tylko językowi polskiemu, lecz nawet logice prostej". Zamiast więc twierdzić, że żeńskie formy to wymysł współczesnych "feminazistek", może warto wyjść poza komunikacyjną "strefę komfortu" i odłożyć gramatyczny pejcz. Bo może okazać się, że to broń obosieczna.
Feminatyw "magistra", "Kuryer Lwowski" (1918r.), wikipedia.pl
Weźmy na przykład wyraz "kierowczyni". Mrozi, co nie...? Jest jak koklusz, podagra i cholera (ale już slangowa "drajwerka" jest hot i sexy?). Tymczasem "kierowczyni" to leksem zbudowany poprawnie, bo za pomocą przyrostka -yni, będącego typowym dla polszczyzny wykładnikiem żeńskości (np. językoznawczyni, rozmówczyni, wykładowczyni). Scrollując media społecznościowe natrafiam przypadkiem na taką informację: Vivien Keszthelyi - zawodowy kierowca wyścigowy, brała udział m.in w wyścigach F3, z pochodzenia Węgierka. "Feministyczna nowomowa" śmieszy? Chyba nie bardziej niż językowy azbest. Jak widać strach przed używaniem "żeńskich końcówek" prowadzi niekiedy do kuriozalnych efektów. Jeszcze jeden przykład: opisując głośną sprawę brutalnego morderstwa młodej kobiety, media informowały o "poćwiartowanych zwłokach ślicznej żołnierz Vanessy".
"Śliczna żołnierz". Zupełnie jak "polska język"...
CZEGO JAŚ SIĘ NAUCZY... TEGO MAŁGOSIA NIE BĘDZIE UMIEĆ
Jolanta Szpyra-Kozłowska w książce "Nianiek, ministra i japonki. Eseje o języku i płci" podaje wiele przykładów potwierdzających tezę, że stosowanie męskich nazw osobowych przyczynia się do "językowej niewidzialności kobiet". Sięgnijmy za tą autorką po rotę ślubowania dzieci, rozpoczynających naukę w jednej ze szkół podstawowych:
„Ślubuję, że będę dobrym uczniem i kolegą, będę kochał rodziców, szanował i słuchał nauczycieli, uczył się tego, co mądre i piękne, by być dobrym i prawym Polakiem”.
Pomijam "pruski dryl" (apodyktyczny ton) bijący z tekstu, ale nagromadzenie wyłącznie form męskich wyklucza już na starcie ze społeczności szkolnej dziewczynki ("dlaczego mam być kolegą?").
"Nie no..." - przewracając oczkami, westchną słodkie misie. "Przecież to formy generyczne, czyli odnoszące się do obydwu płci. One nie mają znaczenia". Czyżby? Eksperyment przeprowadzony w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego wykazał, że kompetencje kandydatek używających w biogramie tytułów zawodowych “architektka” czy “adwokatka” zostały zdecydowanie niżej ocenione, niż u kobiet tytułujących się: "architekt" oraz "adwokat". A badania banku BNP Paribas7 - reklamowane hasłem "Wystarczy słowo, by zacząć zmianę" - dowiodły, że 80% dzieci narysowało "naukowca" jako mężczyznę, ale gdy w poleceniu użyto nazwy neutralnej płciowo, liczba kobiet na rysunkach wzrosła dwukrotnie. Przypadek?
Kto spontanicznie tworzy feminatywy? Najmłodsi. Dlaczego? Bo podążają za logiką języka. Ale tylko do pewnego momentu. Którego? Odpowiedź sufluje aforysta Gabriel Laub: "Człowiek uczy się całe życie z wyjątkiem lat szkolnych". Lub Kora z irytacją skandująca w piosence zespołu Maanam:
Maszyna wychowawcza
Z uporem maniaka
Wystukuje rytmicznie
Bądź taka, nie bądź taka.
Słowa zapisują się na matrycy pamięci i w ten sposób projektują postrzeganie rzeczywistości. Dlatego konserwują ten mit genderowy ("dobre, bo męskie") - otulające nas już od dziecka - klisze językowe, którymi napchane są np. podręczniki szkolne (por. polecenia typu: "Zaznacz, w czym jesteś najlepszy", „Zbuduj z kolegami gród Lecha”).8 No i automatyzmy frazeologiczne w języku nauczycieli9 (mhm... znowu maskulatyw). "Mówię - bom smutny - i sam pełen winy"...10
Właśnie w ten sposób stereotypy stają się niesłyszalne, gdyż "od kołyski" wrastają w tkankę naszego języka, także poprzez przysłowia, będące - jak wiadomo - mądrością narodu ("Baba z wozu, koniom lżej", "Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle", "Kto ma rozum zdrowy, nie słucha białogłowy" itd.). I wielowiekowe pranie mózgów, bo np. w "Myślach o wychowaniu kobiet" (1843r.) autorka zaleca ostrożność w kształceniu córek, twierdząc, iż Bóg dał kobietom uczucia, mężczyznom - rozum. A Klementyna Hoffmanowa w popularnych w połowie XIX wieku poradnikach zauważa, że czytanie książek naukowych w przypadku kobiet nie ma sensu, ponieważ ich "rozum małą ma objętość" i większości rzeczy i tak nie będą w stanie pojąć. Nawet ówcześni lekarze rozpoznają u kobiet histerię na podstawie ich zainteresowań nauką i lekturą, innych niż romanse, książek. I jakoś tak się dziwnie składa, że popularność tej diagnozy zbiega się w czasie z początkami ruchów emancypacyjnych...
KLIENT NASZ PAN, CZYLI BRZYDKIE SŁOWO NA "P"
Nie, to nie to, co myślicie. Tamto też nie... To "patriarchat". "Czemó?"11 Bo gdyby Szekspir miał siostrę – fantazjowała prawie sto lat temu ikona feministek Virginia Woolf - równie utalentowaną jak on, to i tak nikt by nie usłyszał o genialnej pisarce, gdyż - jako kobieta - musiałaby "niechybnie zwariować, palnąć sobie w łeb albo dokonać życia w samotnej chacie na skraju wsi". A nasza Konopnicka kochana? Jeżeli chwalił ją np. Sienkiewicz, to tylko dlatego, że dostrzegał w niej... "męski talent". Jeżeli wygrywała konkurs poetycki, to pod męskim pseudonimem (Jan Waręż). Bo przecież - mówiąc tytułem utworu Lecha Janerki - "ta zabawa nie jest dla dziewczynek"...
Jedną z głównych ulic Łodzi jest Aleja Włókniarzy. Nikogo ta nazwa nie dziwi. A powinna. Przecież na ogół to kobiety pracowały w tym zawodzie, o czym przypomina - już tytułem! - Marta Madejska w przejmującym reportażu "Aleja Włókniarek" (2018), będącym zapisem tragicznego losu anonimowych przez dziesięciolecia szwaczek, prządek i tkaczek.
Także historia języka poświadcza uprzywilejowaną pozycję mężczyzn w życiu społecznym. Na przykład archaiczna "niewiasta" to dosłownie kobieta, o której "nic się nie wie", "panna" etymologicznie podkreśla zależność córki od pana-ojca, a "żeńszczyzna"12 - tak, tak, istniało takie słowo określające "grupę osób płci żeńskiej" - zupełnie zniknęła ze słownika. Ten swoisty "seksizm lingwistyczny" dodatkowo deprecjonował kobiety, gdyż nawet pierwotnie neutralne nazwy żeńskie z czasem zyskały pejoratywne znaczenie: "dzi(e)wka" początkowo była dziewczyną ze wsi, "kurtyzana" - damą dworu, "lafirynda" - elegantką. A frekwencyjny hit języka mówionego - bo przecież każdy: mały czy duży, chłopak czy dziewczyna lubi rzucić soczystą "kurwą" - najpierw oznaczał kobietę niezamężną.
A to znamy? "Kobieta najlepszym przyjacielem człowieka". Albo: "Wiadomo, że za każdym wielkim człowiekiem stoi kobieta" (w wersji memowej: "stoi i pier..."). Chyba już nikt nie ma wątpliwości, jakiej płci jest człowiek...13
A MOŻE SPLITTING, BO PRZEPLATA TROCHĘ SIOSTRY, TROCHĘ BRATA
Od drugiej połowy XX wieku użycia generyczne - zapisywane w "ustawieniach fabrycznych" współczesnego języka przez instytucje państwowe, dokumenty urzędowe, środki masowego przekazu, partyjną agitkę - były postrzegane jako doskonałe, a przez to niezmienne. Feminatywy zostały wyparte przez konstrukcje opisowe (np. "pani doktor"), bo płeć miała być nieistotna. Oczywiście tylko w przypadku funkcji prestiżowych, sprawowanych w większości przez mężczyzn. Bo w deskrypcji zawodów uznawanych za mniej zaszczytne nadal obowiązywały formy żeńskie: sprzątaczka, kelnerka, konduktorka. Maskulinizacja, jak chciała komunistyczna propaganda, miała dowartościować kobiety, ale to bzdura, bowiem "męski szablon" sprawiał, że stawały się one jedynie "społecznymi fantomami", a nieliczne formy feminatywne, co najwyżej lekceważaco je uprzedmiotawiały, jak w najbardziej seksistowskim hicie lat 80. "Szparka sekretarka" Maryli Rodowicz:
Ja jestem czujna, ja jestem zwarta,
Ja jestem szparka, ja sekretarka, aaa.
Kulturowy rachunek sumienia skłania do refleksji, że o ile czasy PRL-u ukrywały płeć za uniwersalnym męskoosobowym szyldem, o tyle XXI wiek pokazał, że potrzebujemy innych rejestrów języka, a nazwy żeńskie są niezbędnym elementem opisu rzeczywistości. Tendencję tę widać choćby w najmłodszej polszczyźnie, która asymiluje typowo "damskie końcówki" -ka, -ara raczej bezboleśnie: alternatywka, atencjuszka, jesieniara, typiar(k)a.
Antidotum na językową nierówność płci asekuracyjnie można widzieć w splittingu, czyli jednoczesnym użyciu formy męskiej i żeńskiej (np. "studenci i studentki"). Ale pomysł ten nie jest zgodny ani z zasadą ekonomii języka, ani z dążeniem do uproszczania systemu gramatycznego. O wiele ciekawszą, choć dla wielu kontrowersyjną, inicjatywą są coraz powszechniejsze osobatywy, czyli wyrażenia niewskazujące płci osoby, o której mówimy (np. "osoba uczniowska", "osoba ucząca się"). Dziwaczne? Ale chyba każdemu zdarzyło się zaprosić kogoś z "osobą towarzyszącą"... Powszechne używanie tego typu form to przyszłość. A przyszłość, jak wszyscy wiemy, zaczyna się dziś...
ONA I ON: POLSZCZYZNA I JĘZYK POLSKI
Współczesny poeta Piotr Sommer nazywa mowę "najczulszym instrumentem naszego przymierza ze światem". Przytaknijmy i dodajmy, że język ma także performatywny impet, tzn. może zmieniać sposób myślenia oraz interpretowania rzeczywistości. Dlatego konsekwentne stosowanie form inkluzywnych niweluje kulturową nierówność płci i ilość stereotypowych skojarzeń.
Czy zatem "żeńskie końcówki" to implikacja przemian społecznych i ewolucji języka, czy jedynie szkodliwa fanaberia, budząca szczególnie obawy konserwatystów, których wyrazicielem zdaje się być autor tej grafomańskiej rymowanki:
Nie lubię FEMINATYWÓW,
Bo są jak kaktusy,
Kłują i drażnią,
I nie mają duszy.14
Czas podjąć decyzję. Oczywiście, męską decyzję...
Jarosław Olczak
1. O sile językowych stereotypów świadczy fakt, że żadna z pytanych przeze mnie osób nie wpadła na to, że chirurgiem może być kobieta.
2. Jedno z młodzieżowych słów roku 2024, według internetowego "Słownika Języka Polskiego PWN", to „pozbawiony wyraźnego znaczenia termin pojawiający się często w związkach z innymi słowami i w zależności od kontekstu sugerujący coś fajnego, dziwnego, złego lub zaskakującego”.
3. "Powstanka" budzi dziś kontrowersje, ale warto wiedzieć, że już uczestniczki powstania styczniowego określano w ten sposób. A słynną "gościnię" znaleźć można w ośmiotomowym tzw. słowniku warszawskim z 1927r.
4. "Kobieto! Puchu marny! ty wietrzna istoto!" - Adam Mickiewicz, IV cz. "Dziadów".
5. Maciej Makselon, polecam jego wykład "FEMINATYWY. O genderowej nowomowie słów kilka" (youtube).
6. Już w 1932 roku „Dziennik Poznański” pisał o Winifred Spooner jako o „dzielnej pilotce".
7. Por. https://lp.bnpparibas.pl/wystarczyslowo/#!feminatywy
8. Jak zauważa J. Szpyra-Kozłowska podręczniki, "które ukazały się po 2015 roku, wykazują znaczną poprawę pod względem realizowania postulatu równości płci. Jest to widoczne zwłaszcza w werbosferze, ze zdecydowanie zredukowaną liczbą męskich form czasowników i usunięciem szczególnie szkodliwego i irytującego wyrazu kolega".
9. Wg danych MEN 84% osób w tym zawodzie stanowią kobiety-nauczycielki, czego np. nie oddaje męska nazwa tego święta.
10. Cytat z "Grobu Agamemnona" J. Słowackiego.
11. Jedno z młodzieżowych słów roku 2024, oznacza to samo, co w języku ogólnym „czemu”, jest jedynie mocniej podszyte zdziwieniem.
12. Natomiast rzeczownik "mężczyzna" oznaczał kiedyś grupę osób płci męskiej i był rodzaju ... żeńskiego ("ta mężczyzna").
13. Także dzisiaj w sferze publicznej bez trudu można znaleźć wypowiedzi o podobnym charakterze, np. Janusz Korwin-Mikke twierdzi, że "kobiety to wspaniałe istoty - ogniwo pośrednie między mężczyzną a dzieckiem, a dzieci przecież kochamy".
14. Zob. https://www.opowi.pl/feminatywy-a84042/
BIBLIOGRAFIA
Jolanta Szpyra-Kozłowska, Nianiek, ministra i japonki. Eseje o języku i płci, Kraków 2022
Magdalena Grzebałkowska, Dezorientacje. Biografia Marii Konopnickiej, Kraków 2024
Wojciech Harpula, Maria Mazurek, Panie przodem. O co walczą kobiety i mężczyźni we współczesnej Polsce, Kraków 2023
https://culture.pl/pl/artykul/polszczyzna-jest-kobieta-rewolucyjna-zenska-koncowka
https://giklik.pl/historia-przyszlosci-nieukonczone-sci-fi-adama-mickiewicza/